Stali Czytelnicy bloga pamiętają, że w kwietniu tego roku miałam przyjemność uczestniczyć w jednym z półfinałów BlogerChefa - największego w Polsce konkursu dla blogerów. Moje wrażenia opisałam TUTAJ. I choć wtedy nie udało mi się wygrać, to dzięki zaproszeniu od Organizatorów mogłam zobaczyć finałowe zmagania najlepszych uczestników. Dziś zapraszam Was na relację z tego wydarzenia.
Wielki Finał konkursu BlogerChef odbył się w pierwszy weekend lipca w Windsor Palace Hotel & Conference Center**** w Jachrance pod Warszawą (okolice Zalewu Zegrzyńskiego). Jeśli miałabym opisać hotel w trzech słowach, to byłyby to przepych, bogactwo i elegancja. I choć nie są to moje ulubione klimaty, to trzeba przyznać, że hotel robi wrażenie.
W Windsorze zameldowałam się w sobotę z samego rana, dzięki temu miałam czas, żeby dokładnie go zwiedzić. Tak, "zwiedzić" to dobre słowo, bo hotel jest naprawdę olbrzymi. Wyobraźcie sobie, że w ten weekend, gdy gościło w nim kilkuset uczestników BlogerChefa, odbyły się tam również ...cztery wesela. I naprawdę nie było tego specjalnie słychać ani nie dało się tego odczuć.
W Windsorze zameldowałam się w sobotę z samego rana, dzięki temu miałam czas, żeby dokładnie go zwiedzić. Tak, "zwiedzić" to dobre słowo, bo hotel jest naprawdę olbrzymi. Wyobraźcie sobie, że w ten weekend, gdy gościło w nim kilkuset uczestników BlogerChefa, odbyły się tam również ...cztery wesela. I naprawdę nie było tego specjalnie słychać ani nie dało się tego odczuć.
Od rano do 11.00 miałam czas na zrobienie sobie setki selfie w setce luster, które zdobią wnętrza Windsoru. Prawie mi się udało:) A punktualnie o 11.00 szef jury, Mirek Drewniak, uroczyście rozpoczął finałowe gotowanie. Składało się ono z dwóch zadań. W pierwszym uczestnicy mieli godzinę na przygotowanie swoich popisowych, wcześniej zgłoszonych potraw. W drugim - musieli ugotować danie główne ze składników, które znaleźli w czarnych skrzyniach.
Jak zwykle sponsorzy BlogerChefa nie zawiedli i wyposażyli stanowiska uczestników w niezbędny, profesjonalny sprzęt i kuchenny asortyment.
Poznajcie finalistów i zobaczcie dania, które przygotowali.
Pawła z blogu Kuchnia Słonia poznałam podczas półfinału w Białce Tatrzańskiej. Miałam przyjemność gotować z nim w zespole. Paweł w dobrym stylu wygrał tamten półfinał, dlatego od początku mocno mu kibicowałam również podczas finału. A przygotował coś ekstra: wielkopolską perliczkę w zatarze(mieszanka przypraw stosowana w kuchni arabskiej) z m.in. jadalną ziemią, puree z kukurydzy i bazyliowymi perłami, popisując się przy tym wieloma technikami kulinarnymi. Brawo!
Karolina (blog Kuchnia Smakoszy) przygotowała kopytka z bobu z sosem miętowo-bazyliowym. Żałuję, że nie miałam okazji ich spróbować bo kuchnia wegańska i wegetariańska ostatnio zajmuje w moim sercu dużo miejsca i czuję, że to danie przypadłoby mi do gustu. Ale już widziałam na blogu Karoliny przepis na te kopytka więc w wolnej chwili wypróbuję go!
Anna z blogu Czosnek w pomidorach usmażyła steka rib eye z musem z wątróbek z czerwonymi porzeczkami. Nie próbowałam, ale jury bardzo smakowało!
usmażyła steka rib eye z sosem z wątróbek z czerwonymi porzeczkami.u
usmażyła steka rib eye z sosem z wątróbek z czerwonymi porzeczkami.
usmażyła steka rib eye z sosem z wątróbek z czerwonymi porzeczkami.
Martyn, autorka Smakiem pisany, przygotowała wątróbkę drobiową z wiśniami, którą podała na puree ziemniaczano-jabłkowym i polała sosem czekoladowym.
Joanna z Na cztery widelce zrobiła comber jagnięcy z sosem figowym, puree z groszku i pietruszki oraz warzywami. Próbowałam tego dania bo wiecie, że lubię jagnięcinę, i przyznaję, że smak godny finału, pycha!
Po ugotowaniu autorskich potraw przyszedł czas na drugie zadanie - gotowanie ze składników, które uczestnicy znaleźli w tzw. czarnych skrzyniach - ich zawartości oczywiście wcześniej nie znali. Wewnątrz znalazły się imbir mielony Appetita i żurawina suszona Bakalland.
Na wybór pozostałych składników uczestnicy mieli dosłownie chwilkę, później już nie mogli korzystać z zasobów konkursowej "spiżarni". Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć ich wyścig po potrzebne składniki:)
Zarówno pierwszą, jak i drugą część gotowania oceniało jury, któremu najbardziej zasmakowały dania Pawła,...
...który został II BlogerChefem i wygrał nagrody wartości 20 tys. złotych. GRATULACJE, Paweł!
Jeśli myślicie, że to koniec relacji, to jesteście w błedzie:) Tego dnia czekało nas jeszcze wiele atrakcji.
Po południu odbyły się warsztaty z wykorzystania w kuchni Syfonów ISI oraz gotowania metodą sous vide. Adam Michalski pokazał do czego, poza bitą śmietaną, można wykorzystać syfony, wewnątrz których ciśnienie jest kilka razy większe niż np. w oponie tira!
Po południu odbyły się warsztaty z wykorzystania w kuchni Syfonów ISI oraz gotowania metodą sous vide. Adam Michalski pokazał do czego, poza bitą śmietaną, można wykorzystać syfony, wewnątrz których ciśnienie jest kilka razy większe niż np. w oponie tira!
Zrobiliśmy słodkie i wytrawne espumy (pianki), z których najbardziej smakowała mi ta o smaku orzechów laskowych, którą zastąpiliśmy w deserze cappuccino klasyczny krem z amaretto.
Po uroczystej kolacji przyszedł czas na oryginalny deser - ROBAKI. Szefowie pokazali nam, jak je przyrządzać i przekonywali, że za kilka lat na stałe wejdą do naszego menu jako zdrowe przekąski.
W menu były larwy z solą prażone na suchej patelni, które podobno smakowały jak kurczak. Świerszcze krótko smażone w głębokim tłuszczu, posypane mieloną papryką, które smakiem przypominały czipsy. Zaserwowano tez karaczany i skorpiony.
O ile pierwsze dwie pozycje z "robaczywego" menu znalazły wielu amatorów, o tyle karaczany i skorpiony smakowały nielicznym. Ja nie skusiłam się na żadnego robaczka. Spokojnie zaczekam do czasu, kiedy w kinie zamiast czipsów przyjdzie mi pogryzać niskokaloryczne, wysokobiałkowe świerszcze. Jednak nie chcę w życiu niczego na siłę przyspieszać:)
Na moim miejscu spróbowalibyście tych smakołyków?
Zanim wybraliśmy się do hotelowego klubu na małe piwko, uczestniczyliśmy jeszcze w warsztatach gotowania zup. Hmmm, czym mnie, miłośniczkę zup gorących, zimnych, kremów i innych, mogą zaskoczyć takie warsztaty? - myślałam. Jednak już pierwsza zupa, którą przygotowali szefowie wprawiła mnie w zachwyt. Krem z pieczonych buraków (kto zapisał przepis? Dajcie znać w komentarzach, zapłacę!:)), potem chłodnik różany, następnie żurek z awokado... Brakuje mi słów, żeby opisać te smaki. Spróbuję przygotować te zupy w domu i dam Wam przepisy, jeśli wyjdą tak smaczne jak te z warsztatów. A najlepsze było to, że przygotowanie każdej z nich nie trwało dłużej niż 7 minut i 23 sekundy.
Ok, jeszcze tylko kilka selfies w pozostałych lustrach, szybki prysznic i już mogłam lecieć do hotelowego klubu, gdzie bliżej poznałam kilka sympatycznych blogerek, które chcę serdecznie pozdrowić. A w szczególności Darię z bloga Moje małe kuchenne trufelkowe inspiracje, z którą mieszkałam w hotelowej komnacie:) Bo zapomniałam dodać na początku, że w Windsorze nie ma pokoi, są za to komnaty z bardzo wygodnymi łóżkami. Kilka godzin snu i zaraz trzeba było wstawać, bo przecież w niedzielę miał się odbyć Wielki Piknik BlogerChefa. Ale o nim opowiem Wam w kolejnym poście! Do przeczytania!
i ja Cię Kochana serdecznie pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta, czułam się jakbym znowu tam była :D
Próbowałam powtórzyć krem z pieczonych buraków, no kurcze to jeszcze nie to samo, ale jest równie dobry :)
Buziaki :):*
Super doświadczenie. Zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńjo-food.blogspot.com