W pierwszej części mojej relacji z finału konkursu na Mistrza Wołowiny QMP mogliście przeczytać, jak wygląda takie cooking show nomen omen od kuchni. Zobaczyliście też uczestników w akcji czyli podczas gotowania konkursowych dań.
Dziś zapraszam Was na drugą część.
Po ugotowaniu przez nas potraw finałowych, mieliśmy za zadanie apetycznie je zaprezentować i podać jury do oceny. Ja konsekwentnie postawiłam na minimalizm i prostotę. Moją pikantną zupę gulaszową z ziołowymi kluseczkami podałam tak jak robię to w domu - w głębokim talerzu, przyozdobioną świeżą pietruszką.
Poniżej prezentuję Wam pomysły innych uczestników, niestety brakuje mi fotografii zwycięskiego dania - gulaszu irlandzkiego duszonego m.in. z piwem:)
W trakcie obrad jury mieliśmy okazję spróbować dań z wołowiny przyrządzonych przez profesjonalnych kucharzy. Tatar z przepiórczym jajem, polędwica z glonami i sezamem, wołowina po burgundzku, wołowina z grzybami i babką ziemniaczaną, solanka, wszystko smakowało genialnie. A jak się prezentowało, wow!
Kiedy przyszedł czas na werdykt... nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia bo nie zakładałam, że zajmę którekolwiek miejsce na podium. Samo uczestnictwo w finale takiego konkursu było dla wyróżnieniem. Poszłam tam żeby się zorientować, jak takie konkursy wyglądają, żeby przeżyć przygodę a przede wszystkim, żeby ugotować coś smacznego.
Okazało się, że moja wypasiona gulaszowa z ogromem dodatków chyba zasmakowała jury bo zajęłam trzecie miejsce. Jury uznało, że to idealne danie na afterparty. Czyżby chodziło o to, że taka gorąca, pożywna i ostra zupa jest dobra na kaca?!:)
Pierwsze miejsce zajął wspomniany już gulasz irlandzki, drugi był stek z genialną konfiturą śliwkowo-cebulową. Mnie bardzo smakowały też pieczeń wołowa i mielona wołowina po bałkańsku podana z miętowym sosem tzatziki, mniam. Przepisy na te dania znajdziecie na blogach Smakowisko i Eksperyment Sobotni.
W międzyczasie trzasnęłam sobie zdjęcie z Grzegorzem Łapanowskim, przewodniczącym jury, ekspertem, który o wołowinie może opowiadać godzinami.
I pobiegłam po moje nagrody: zestaw noży marki Fissler i książkę Łapanowskiego. Wiem, że pewnie wielu z Was się dziwi, jak można jarać się książką i nożami, ale dla mnie, rzeczy, które wykorzystam na co dzień to najlepsze co mogłam dostać.
Cóż, teraz zostaje mi już tylko MasterChef, a po nim TOP Chef! :) Trzymajcie kciuki!
Musiała być cudowna atmosfera, piękne dania :)
OdpowiedzUsuń